Bilet na komunikację miejską mamy jeszcze ważny do godziny 11-tej, dlatego wsiadamy w tramwaj i jedziemy zwiedzać zamek
św. Jerzego (Castelo de São Jorge). Nie da się podjechać pod bramę zamku, czeka nas krótka wspinaczka ale nie jest to jakoś szczególnie uciążliwe.
św. Jerzego (Castelo de São Jorge). Nie da się podjechać pod bramę zamku, czeka nas krótka wspinaczka ale nie jest to jakoś szczególnie uciążliwe.
I tu taka ciekawostka. Urinol. Nie wiem jak po polsku nazwać to miejsce ale tutaj panowie mogą odcedzić kartofelki pod chmurką zupełnie legalnie ;)
Główne wejście do zamku.
Sam zamek nie jest zbyt ciekawy ale z jego murów rozlegają się piękne widoki na całą Lizbonę. M.in. na Plac Comércio, Windę św. Justyny, klasztor Karmelitów, rzekę Tag i przypominający Golden Gate w San Francisco, most 25-go kwietnia (Ponte 25 de Abril).
Na niewielkiej ekspozycji w zamku, można zobaczyć m.in elementy ceramiki znalezione w trakcie prac na zamku oraz posłuchać dawnej muzyki portugalskiej.
Opuszczamy zamek. Spiesząc się, żeby bilet nie stracił ważności, totalnie zapomnieliśmy o śniadaniu ;) Obiecaliśmy dzieciom Pasteis de Nata, dlatego wracamy do naszej ulubionej już kawiarni, po drodze próbując ich przekonać do spróbowania czegoś nowego ;) Zaintrygowały ich Caracoles (małe gotowane ślimaczki) ale tylko starsze odważyło się je spróbować ;) Kupujemy trochę specjałów i udajemy się na jeden z kilku punktów widokowych w pobliżu Colina de Sao Roque. Tam pod chmurką urządzamy sobie piknik na jednej z ławeczek.
Bilet na komunikację miejską stracił ważność. Sprawdzamy, taniej będzie przemieszczać się Uberem ;) Zamawiamy samochód i ruszamy do dzielnicy Belem. Dzielnica ta słynie z trzech rzeczy:
z wieży Torre de Belem, klasztoru Hieronimitów i ciasteczek Pasteis de Belem (które są pierwowzorem ciastek wszędzie indziej nazywanych Pasteis de Nata). Zwiedzanie zamku trochę nam zajęło, więc do Torre de Belem docieramy koło południa. No i to jest katastrofa... Żar leje się z nieba, ludzie chronią się w cieniu gdzie popadnie (np. pod ogromnymi oleandrami) a gigantyczna kolejka przesuwa się powoli co zwiastuje kilka godzin oczekiwania... lepiej wybierzcie się tu z samego rana!
zresztą zobaczcie sami:
Podziwiamy wieżę z zewnątrz i zgodnie uznajemy, że nie jesteśmy aż tak zdesperowani ;) Okoliczni sprzedawcy wyczuwają potrzeby turystów i oferują butelki wody tak zmrożonej, że w środku pływa bryła lodu ;) Spacerem udajemy się w stronę klasztoru Hieronimitów. Po drodze mijamy Muzeum Sztuki Współczesnej. To okazja do skorzystania z toalety i ochłodzenia się mgiełką na dziedzińcu ;)
Klasztor Hieronimitów znajduje się tuż obok. Widok kolejki do wejścia nas przeraża...
Na szczęście orientujemy się, że są dwie kolejki... Jedna ogromniasta, druga sporo krótsza. Podejrzane. Postanawiamy zbadać temat ;)
Po krótkim rekonesansie odkrywamy, że krótsza kolejka prowadzi do Muzeum Archeologicznego, w którym można nabyć bilet kombinowany do Muzeum i do klasztoru. Z takim biletem do klasztoru można już wejść bez kolejki ;)
Stajemy w kolejce i po godzinie udaje nam się wejść do Muzeum :)
Warto zwrócić uwagę, że niektóre eksponaty to repliki, które można (a nawet zachęca się nas do tego) dotykać.
Oczywiście nie wszystkie, więc zwracajcie uwagę na opisy ;)
Wychodzimy z Muzeum Archeologicznego i mijając w podskokach posępną kolejkę wchodzimy do wpisanego na listę UNESCO klasztoru Hieronimitów (Mosteiro dos Jerónimos).
Wnętrze kościoła widziane z chóru:
I wracamy na wyższe piętro krużganków klasztoru :)
Przy wyjściu z klasztoru znajduje się wejście do kościoła, który wcześniej mieliśmy już możliwość oglądać z góry.
Wychodzimy, ostatnie spojrzenie przez ramię i idziemy poszukać tych słynnych Pasteis de Belem.
Docieramy na miejsce i jak myślicie co zastajemy? Oczywiście kolejną, gigantyczną kolejkę ;) Wychodzimy z założenia, że nasza kawiarenka serwuje wystarczająco dobre Pasteis de nata, więc nie musimy próbować tych z Belem (choć ponoć to Pasteis-owy wzorzec rodem z Sevre ;)
Jest już późne popołudnie, zmęczeni i głodni udajemy się na zasłużony odpoczynek i wieczorem znów ruszamy na miasto...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz